niedziela, 21 października 2012

Rozdział 8


~ALLIE~


Dom huczał od dźwięków głośnej, klubowej muzyki. Z każdej strony można było wyczuć mocny zapach alkoholu, który przelewał się litrami. Impreza z godziny na godzinę nabierała tempa. Sam organizator już dawno oddał się beztroskiej zabawie flirtując ze szczupłą szatynką, która z pewnością nie narzekała na jego towarzystwo. Od czasu krótkiej wymiany zdań  Zaynem na samym początku imprezy nie miałam już okazji się z nim zobaczyć. Wszystko działo się tak szybko. Poznawałam nowe osoby, nowe imiona, które ulatniały się z mojej pamięci tak szybko jak tylko się tam dostawały. Pierwszy kieliszek, drugi kieliszek, trzeci, czwarty…dziesiąty? Już sama nie wiem, ile razy podnosiłam alkohol do ust. Piłam z nieznanymi mi ludźmi, nie przeszkadzało mi ich towarzystwo, a nawet nie zwracałam uwagi kto w danym momencie siedzi koło mnie. Ale czy to było ważne? Byłam na imprezie, gdzie powinno się bawić, więc to robiłam. Tak, zdecydowanie się bawiłam. Dzięki procentom w moim organizmie robiłam i mówiłam rzeczy, o których w życiu bym nie pomyślała. Pierwszy raz wypiłam tak dużą ilość alkoholu i szczerze mówiąc podobało mi się to. Cały czas się śmiałam z byle czego, chociaż i bez alkoholu tak potrafię to teraz było inaczej. Nie myślałam co robię, po prostu to robiłam. Świat wirował wokół mnie, nie potrafiłam skupić wzroku na jednym punkcie.  Nie ogarniałam co się wokół mnie dzieje, ale i tak wszystko mnie bawiło. Byłam szczęśliwa. Chyba. W pewnym momencie zapragnęłam zmienić towarzystwo, bo aktualne mnie już znudziło. Mimo, że  wszystkich dookoła przytulałam i wyznawałam miłość, miałam ochotę chwilę odetchnąć. Wstałam więc z dotychczasowego miejsca na wygodnej kanapie i przeciskając się przez tłum nastolatków dostałam się do kuchni. Nie powiem, było to nie lada wyzwanie, ponieważ moje ciało w zupełności się mnie nie słuchało i robiło co chciało uderzając we framugę drzwi i zwalając miskę po chipsach na ziemię. Zatoczyłam się na moment i kucnęłam aby podnieść naczynie i pozbierać resztki jedzenia, które się w nim znajdowały.
- Czy zdarza Ci się kiedyś czegoś NIE zdemolować? – brunet przykucnął przy mnie i zaczął zbierać okruchy. Odwróciłam głowę w jego stronę i pozwoliłam sobie zatonąć w czekoladowych tęczówkach. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów, a do moich nozdrzy docierał cudowny zapach czekolady wymieszany z alkoholem. Nawet jeśli chciałabym dorównać mu jakąś błyskotliwą odpowiedzią to nie miałam no co liczyć. W mojej krwi było za dużo procentów, a do tego dochodził najgorszy narkotyk : Zayn z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. Po chwili zaczęłam się śmiać. No tak, przez większość wieczoru to właśnie robiłam.
- Co w tym takiego śmiesznego? – dopytywał się mój towarzysz.
- Przepraszam. – przestałam się śmiać, jednak uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
- Za co?
- Za miskę. – odpowiedziałam, nie myśląc nad sensem moich słów.
Chłopak pomógł mi wstać, bo przecież nie obyło się bez zawrotów głowy.
- Nieładnie. – zwrócił się do mnie jak tylko złapałam równowagę. – Nie wolno tyle pić. – mówił patrząc mi prosto w oczy. Dzisiejszego wieczoru jednak miałam na tyle odwagi, że nie uciekałam wzrokiem po kątach.
- Święty się odezwał!
- Jak widzisz jeszcze się trzymam i nie demoluję wszystkiego wokół mnie.
Był taki przystojny…
- Nie ma co gadać, chodźmy tańczyć! – pociągnęłam go za rękę w stronę salonu, który spełniał funkcję parkietu.
Oczywiście te parę kroków w prostej linii w zatłoczonym pomieszczeniu sprawiały mi mały kłopot, więc Zayn, który szedł za mną musiał przytrzymywać mnie w talii abym nie wyrządziła większych szkód. Dreszcze przechodziły przez całe moje ciało gdy tylko czułam jego dotyk na mojej sukience z materiału, który do grubych nie należał. Tańczyliśmy, bawiliśmy się, cały czas byliśmy po prostu blisko siebie. Przez panujący tłok, odległość, która nas dzieliła nie była zbyt duża, więc co chwila stykaliśmy się ciałami. W pewnym momencie muzyka się zmieniła. Nie spodziewałam się tego na imprezie. Była to moja ulubiona piosenka, wolna i spokojna. Zawsze gdy byłam smutna zamykałam się w pokoju, zakrywałam się cała kołdrą i słuchałam właśnie tego. To było moim lekarstwem. Jednak teraz nie byłam ani smutna ani zdołowana. Szybkie tempo imprezy nagle jakby zwolniło. Wokół nas utworzyło się kilka par tańczących w rytm muzyki. Nie czułam ich obecności, teraz liczyłam się tylko ja i on. Dzieliło nas paręnaście centymetrów. Wpatrywałam się w jego cudowne oczy otoczone wachlarzem ciemnych rzęs. On robił dokładnie to samo. Staliśmy naprzeciwko siebie rozkoszując się tą chwilą. Byliśmy zupełnie sami. W pewnym momencie uniósł kącik ust a oczy mu jeszcze bardziej zabłysły. Schylił się parę centymetrów trzymając lewą rękę za plecami a prawą skierował w moją stronę wewnętrzną stroną na wierzchu. No tak, książę bajki.
- Zatańczysz. – spytał z pełną gracją, jakbyśmy właśnie byli na wielkim balu a nie na zwykłej domówce.
W odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam i wsunęłam moją dłoń w jego. Lewą ręką objął mnie w tali, a ja wtuliłam się w jego ramię. Gdybym mogła zatrzymać czas, właśnie teraz bym to zrobiłam. Ta chwila była idealna. Powoli tańczyliśmy w rytm muzyki wtulając się w siebie. Mogłam z bliska poczuć czekoladowy zapach jego perfum i ciepło bijące od jego skóry. Czułam jego oddech na moich włosach i szyi, na której od razy pojawiały się dreszcze w skutek tej drobnej przyjemności. Nie liczyło się teraz gdzie jestem tylko, że jestem z nim. Tylko z nim. Czy mogło mi się teraz coś stać? Czułam się tak bezpiecznie. Przymknęłam oczy oddając się tej przyjemności. Jednak powoli piosenka się kończyła i nasza wspólna, osobista chwila również dobiegała końca. Nadszedł moment gdy wolna melodia została zastąpiona szybkim popowym kawałkiem. Odsunęliśmy się od siebie kawałek, jednak nadal pozostawałam w ramionach bruneta. W milczeniu znowu spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Dziękuję. – powiedział cichym głosem, który idealnie pasował do tego co się właśnie stało. Miękki i delikatny…idealny.
- Za co? – zapytałam w odpowiedzi, utrzymując nadal intymny klimat mimo głośnej muzyki wokół nas.
- Za taniec. – uśmiechnął się delikatnie ukazując szereg bielutkich ząbków. W odpowiedzi zrobiłam to samo.
Zayn uśmiechnął się jeszcze szerzej i nagle zawirował mną kilka razy na parkiecie. Znowu zaczęliśmy szaleć i wygłupiać się. Pamiętam jak kiedyś nie lubiłam tańczyć, dzisiaj wszystko się zmieniło.


~ZAYN~


Życie jest piękne. Po prostu cudowne. Żyć nie umierać. Mogę spędzić na tym parkiecie cały tydzień, byleby towarzyszyła mi ta dziewczyna. Gdy tylko na nią patrzę od razu się uśmiecham. Czy ona zdaję sobie sprawę jak na mnie działa? Była tak blisko, można powiedzieć, że się we mnie wtuliła pozwalając mi poczuć zapach bzu, który od niedawna pokochałem. Nie wiem czy kiedykolwiek spotkałem dziewczynę, która by tak ładnie pachniała, a spotykałem wiele dziewczyn. Dlaczego ta piosenka musiała być taka krótka?!  Jednak dopadła mnie pewna myśl, czy ona by to zrobiła gdy by nie alkohol w jej organizmie? Czy by na mnie spojrzała gdyby nie ilość kieliszków, które wypiła?
- Hej, dobrze się czujesz? – zapytałem zaniepokojony, widząc, że Allie zwalnia tempo tańca. Pokiwała głową, jednak nie było to zbyt przekonujące.
- Może jednak wyjdziemy na świeże powietrze? – dopytywałem się zmartwiony.
Spojrzała na mnie zdezorientowana, chyba po prostu zakręciło jej się w głowie i chciała chwilę odetchnąć. Nie mogłem pozwolić by cokolwiek jej się stało, więc wyprowadziłem ją na taras. Dziewczynie plątały się nogi i zahaczała o wszystko co było możliwe. Musiałem nieźle na nią uważać aby doszła na miejsce bez szkód. Boże, ile ta dziewczyna wypiła?
Na tarasie nikogo nie było, to dobrze może uda mi się z nią pogadać. Gdy tylko wyszliśmy z domu, oparła się o ścianę i zaczęła się śmiać. Wyglądała naprawdę słodko, jej wcześniej starannie ułożone włosy były w lekkim nieładzie. Kręcone blond kosmyki opadały delikatnie na twarz i ramiona. Oczy radośnie błyszczały, a policzki przybrały różową barwę. I oczywiście ten uśmiech, który ani razu dzisiaj nie znikał z jej twarzy.
- Nieźle się wstawiłaś. – zacząłem.
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, pomijając kolejny napad śmiechu tym razem wydusiła parę sensownych słów, co dla człowieka w takim stanie stanowi spory problem.
- Nie wierzę, że ty nigdy się nie upiłeś. I ze mną nie jest tak źle. – stwierdziła po czym spróbowała złapać równowagę na jednej nodze, co jej oczywiście nie wyszło.
- Nie wcale. To ile widzisz palców? – zacząłem sobie żartować, za co dostałem w ramię. Niezbyt mocno. Jednak znowu miałem okazję usłyszeć uroczy śmiech.
- Nie rozumiem, chłopaki mogą pić i pić, a i tak nadal kontaktują… – zaczęła rozkminiać.
- I tu się z Tobą nie zgodzę. Zależy to od chłopaka. – zaciekawiłem ją tym, więc tłumaczyłem dalej. – Na przykład nasza piątka. Weźmy Liama, on prawie w ogóle nie pije, bo po prostu nie lubi. Umie się bawić bez alkoholu.
- Punkt dla niego. – przyznała.
- Dalej, Lou. Ten to na pewno umie się bawić bez procentów, ale i tak korzysta z tych umilaczy czasu. Tylko w tym problem, Louis ma słabą głowę, a nie zna umiaru, więc często po prostu zgonuje. Niall również ma słabą głowę, ale jednak trochę dłużej mu schodzi z zaliczeniem zgonu.
- A ty i Harry?
- Ja i Harry…My mamy dosyć mocne głowy do picia, chociaż Hazz sobie z tego nic nie robi i pije 5 razy więcej od innych aby im dorównać.
- A ty?
- Jak widać ja się całkiem dobrze trzymam, nawet po większej ilości trunku. – skończyłem swój wywód z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Gratuluję. – oznajmiła, próbując wstać co na dobre nie wyszło, bo prawie by wylądowała na betonie. Na szczęście zdążyłem ją złapać.
- Oj joj joj. – zaśmiała się krótko ze swojej bezradności.
- Oj joj joj? – powtórzyłem rozbawiony.
Podniosła głowę, chcąc mi wytłumaczyć swój tok myślenia, ale nic nie powiedziała. Znowu tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Znowu byliśmy sami tak jak podczas naszego tańca. Widziałem w jej oczach niepewność i pewnego rodzaju strach. Tylko przed czym? Tym razem nie miałem zamiaru zmarnować kolejnej szansy, za bardzo jej potrzebowałem. Każda cząstka mojego ciała jej potrzebowała. Moje oczy chciały tylko na nią patrzeć, moje uszy chciały słyszeć tylko jej słodki głos, mój nos chciał czuć jedynie delikatny zapach bzu, moje ramiona chciały trzymać tylko ją w uścisku by nie stała się jej żadna krzywda, moje usta chciały poczuć smak jej słodkich, różowych warg..
Sekunda za sekundą, minuta za minutą, czas mijał bezpowrotnie a ja nadal bałem się, że jak tylko wykonam kolejny ruch to ona ucieknie i zostawi mnie samego. Dupa. Pieprzyć to. Zmniejszyłem odległość dzieląca nasze twarze, przez cienki materiał czułem bicie jej serca. Tylko mnie nie zostawiaj teraz! Zniwelowałem całkowicie dzieląca nas przestrzeń łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Lekko pieściłem jej usta, takie miękkie i delikatne. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło.  Allie zamiast uciec czego się tak obawiałem wsunęła swoja rękę w moje włosy lekko je targając. Po kilku sekundach odsunęliśmy się od siebie. Patrzyła się na mnie z zamyślonym wyrazem twarzy, czekałem na jakąkolwiek odpowiedź z jej strony. Po dłuższej chwili roześmiała się, co zbiło mnie z tropu. Uwielbiam jej śmiech, ale co on teraz oznacza?
- Zawsze chciałam po pierwszym pocałunku z daną osobą powiedzieć coś oryginalnego i pomysłowego, ale nic takiego nie przychodzi mi do głowy. – wytłumaczyła widząc moje zaciekawienie jej śmiechem.
- To może zapomnimy o tym pocałunku i spróbujemy jeszcze raz? –zaproponowałem rozbawiony jej tokiem myślenia.
Długo nie trwało gdy znowu nasze wargi się złączyły. Tym razem ta przyjemność okazała się dłuższa zanim się od siebie oderwaliśmy.
- Nadal żadnych pomysłów. – oznajmiła z błogim uśmiechem na twarzy.
- Do trzech razy sztuka? – zapytałem i bez odpowiedzi wpiłem się w jej wargi. Ten pocałunek był dużo namiętniejszy od poprzednich, po chwili lekko rozchyliła wargi zapraszając mnie do środka. Poczułem jak mimowolnie się uśmiecha. Położyłem jedną rękę na jej policzku a ona jeszcze bardziej targała moją fryzurę. 
- Chyba zawaliłam i już nie wymyślę dobrego tekstu. – uśmiechnęła się gdy nasz kolejny pocałunek się skończył.
- No to może wpadnie Ci do głowy coś co się mówi po czwartym pocałunku?
Fala szczęście ponownie mnie ogarnęła przy kolejnym zbliżeniu. Zewsząd otaczał mnie zapach bzu. Upajałem się tym szczęściem, bo nie wiedziałem czy będę mógł jeszcze kiedyś doznać takiej przyjemności.
- Dziękuje. – wyszeptała mi do ucha, na co moje ciało od razu zareagowało.
- Za co?
- Za dzisiaj. – uśmiechnęła się delikatnie odsuwając się ode mnie.
Przepraszam gdzie jest przycisk reply, chcę odtworzyć ostatnią godzinę mojego życia.
- Co wy tu robicie popaprańce? – wtargnął do naszego małego raju Lou ze swoim seksownym dupskiem. – Impreza się rozkręca, a wy tu sobie romansujecie!
Allie się zawstydziła, spuszczając lekko głowę, pewnie by zakryć rumieńce, które właśnie się pojawiły na jej słodkich policzkach. Nie ma się o co martwić Tomlinson jest zalany w trzy dupy, nic nie będzie pamiętał z dzisiejszej nocy.
- Tak, Lou właśnie sobie romansowaliśmy, a ty nam przeszkodziłeś. – stwierdziłem sarkastycznie.
- O to bardzo przepraszam. – typowy pijacki akcent towarzyszył mojemu przyjacielowi. – Albo nie, nie przepraszam, bo mam zamiar porwać twoją towarzyszkę do tańca. Tak więc zatańczysz, moja droga? -  tym razem zwrócił się do blondynki, która jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi i podała rękę chłopakowi.  Na odchodne spojrzała się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiem czy żałowała tego co się stało. Ja na pewno nie. A teraz…Zostałem sam.



I jest ósemka! Mam nadzieję, że się podoba. Tym razem zliczyłam słowa w tym rozdziale. 2141!!! Tak jak prosiłyście podkręciłam trochę akcję...choć nie wiem co z tego wyjdzie. Proszę jeśli przeczytacie te moje wypociny, napiszcie szczerą opinię w komentarzu będę bardzo wdzięczna <3 Buziaki :***

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 7

Witajcie, moje kochane <3 Tyle mam do Wam do przekazania. Szczerze mówiąc, porzuciłam to opowiadanie i nie myślałam, że do niego wrócę. Ale czytając Wasze komentarze zdecydowałam, że spróbuję jeszcze raz podejść do tego bloga. Od razu przepraszam za ten rozdział, ale muszę przyznać, że zapomniałam co chciałam umieścić w tym opowiadaniu. Musiałam od nowa przeczytać wszystkie rozdziały, aby nie pomylić faktów. Mam nadzieję, że siódemka nie będzie się aż tak różniła od reszty. Nie wiem czy nadal jest ktoś to czyta, mam nadzieję, że jednak ktoś taki się znajdzie. Przepraszam za błędy. Rozdział wprawdzie o niczym, ale obiecuję, że następny Wam się spodoba ;3 Chętnie poczytam, co byście chciały aby stało się w tym opowiadaniu, czekam na pomysły, bo aktualnie mi ich brakuje. Jeśli to czytacie to napiszcie komentarz, będę wtedy wiedziała czy mam pisać kolejne rozdziały. Pozdrawiam i ściskam <333



~ALLIE~


7:51…nic…7:52…nadal ani śladu…7:53…nie to niemożliwe! Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy nie mógł mnie tak po prostu wystawić! 7:54…A jednak. Wpatrywałam się w korytarz pełny ludzi, wchodzących do szkoły. Niestety wśród nich nie było tej bujnej czupryny. 7:55…Okej ma jeszcze pięć  minut, może uciekł mu autobus i przyjdzie parę minut po dzwonku. Przyjdzie na pewno…Po co ja się w ogóle łudzę, olał mnie i tyle! Na dodatek ma połowę naszego projektu, więc  nie przedstawię go bez niego. Dobra, zaczynam panikować! Jestem zupełnie sama, bo Megan przecież też miała projekt z kimś innym i teraz przygotowują się do prezentacji. 7:56…To mój koniec!!
- Hej, ty jesteś Allie, tak? – usłyszałam głos za sobą. A gdy się odwróciłam zobaczyłam kolesia w koszulce w paski. Jeden z kumpli Harrego, Li..Liam…czy jakoś tak. W odpowiedzi pokiwałam tylko głową, czekając na kolejne słowa chłopaka.
- Jestem Louis, kolega Harrego. – no tak Louis, źle strzeliłam, Liam to ten poważny. – Harry kazał mi przekazać, że dzisiaj go nie będzie.
- Zdążyłam zauważyć, że mnie wystawił. – odburknęłam.
- Co?! Nie to nie tak, Hazz musiał pojechać do szpitala, bo coś się stało jego cioci. Naprawdę mu przykro, że tak wyszło, prosił żebym Cię przeprosił. Chciał do Ciebie zadzwonić, ale nie miał numeru. – tłumaczył dalej chłopak.
- A to coś poważnego? Z jego ciocią? – dopytywałam się zmartwiona.
- Nie, chyba nie. Tylko rodzice Hazzy akurat wyjechali i nie miał kto się nią zająć.
- W takim razie nie mogę być na niego zła…ale co z naszym projektem? Nie dam rady go przedstawić sama?
Tomlinson zaczął się nad czymś głęboko zastanawiać. Miałam okazję się mu wtedy przyjrzeć, zdecydowanie nie odstawał wyglądem od reszty swoich kolegów. Idealnie ułożone włosy tworzyły artystyczny nieład, a twarz i cerę miał trochę dziewczęcą, oczywiście nie w negatywnym sensie. Był po prostu uroczy. Nie można również pominąć ciasnych, czerwonych rurek podwiniętych przy kostkach. Czy oni wszyscy muszą wyglądać jak z okładki magazynu?!
- Nieważne, jakoś sobie poradzę. – dodałam po chwili przekonana o jedynce za projekt.
- Załatwię to. Obiecuję załatwię coś i się wszystko ułoży. – odpowiedział posyłając mi serdeczny uśmiech.
- Dzięki, ale chyba nie da się już nic zrobić.
- Pff..chyba nie znasz moich możliwości kochana! – powiedział wesoło. – Idź na lekcję, ja to załatwię. – dodał i już go nie było.
8:00! No to ze mną koniec!

                                             ***

Nie wierzę, po prostu nie wierzę! To był jakiś cud. Nie musiałam nic przedstawiać, nauczyciel ominął moje nazwisko! Czyżby Tomlinson miał aż takie możliwości? Gdy właśnie miałam zamiar wytańczyć taniec szczęścia zauważyłam chłopaka w czerwonych rurkach. Wyglądał jakby na mnie czekał, więc bez wahania do niego podeszłam.
- Nie wierzę. Naprawdę ty to zrobiłeś? – zapytałam od razu nadal uśmiechając się od ucha do ucha. – Szczerze wątpiłam w te twoje możliwości, ale..udało się! Jak to zrobiłeś?
- Tak, wiem jestem doskonały, ale akurat to nie ja to zrobiłem, chociaż to był mój genialny pomysł aby zwrócić się o pomoc do odpowiedniej osoby. Proszę poznaj Liama. – wskazał na chłopaka stojącego obok.
- Allie. Proszę powiedz mi jak dokonałeś tego cudu. – zagadałam do chłopaka w koszuli.
- Nie było tak trudno. Jestem przewodniczącym w klasie twojego nauczyciela historii. Całkiem nieźle się uczę, więc mam u niego chody. Zagadałem do niego, powiedziałem, że to była naprawdę nagła sprawa i jakoś się udało. – wytłumaczył grzecznie chłopak.
- Oczywiście gdyby nie ja, Li nawet by nie wiedział, że Hazzy nie ma dzisiaj w szkole. – dodał dumny z siebie Louis.
- No tak, przecież Tobie wszystko zawdzięczam. – odpowiedziałam z przekąsem.
- Możesz składać pokłony. – zaśmiał się Tomlinson.
- Nie przesadzasz trochę? – zapytał Liam.
- Nie dasz nawet przez chwilę sobie pomarzyć? – odpowiedział naburmuszony.

                                             ***

- Harry, proszę powiedz mi kto dzisiaj dostał piąteczki na historii? – zapytałam od razu po wyjściu z sali historycznej.
- Hmm..no nie wiem, niech się zastanowię…MY!!! – wykrzyczał, poczym mnie wyściskał z radości.
- Nadal nie wierzę, że nam się to udało! Takie oceny, mimo opóźnienia.
- Jesteśmy po prostu boscy. – powiedział poprawiając swoje loczki.
- O tak, a z pewnością ty.
- Masz co do tego jakieś wątpliwości? – zapytał robiąc zabawną minę.
- Jakżebym mogła mieć? – odpowiedziałam ze śmiechem. – A jak tam twoja ciocia?
- A dobrze, dobrze..Jeszcze raz przepraszam za wczoraj. – powiedział ze skruchą.
- Nic się nie stało, już wybaczyłam.
- Uf, kamień z serca. W ramach rekompensaty zapraszam do mnie na imprezę w piątek.
- Imprezaa.. – powiedziałam przeciągle.
- Tak impreza, jest to spotkanie towarzyskie większej ilości ludzi w celach rozrywkowych. Zazwyczaj puszczana jest głośna muzyka a w czerwonych kubeczkach zamiast soczku podawany jest alkohol. – wyrecytował Loczek.
- Dobrze wiedzieć, przez całe moje życie  żyłam w przekonaniu, że impreza to takie zwierzątko domowe. – stwierdziłam z ironią.
- Widzisz dzięki mnie twój światopogląd uległ radykalnej zmianie..to jak? Przyjdziesz?
- Zastanowię się.
- Czyli mam rozumieć, że przyjdziesz? Okej, świetnie. To ja spadam na lunch. Do zobaczenia na następnej lekcji. – powiedział szybko i już kierował się do stołówki.
Zaśmiałam się tylko sama do siebie z głupoty tego dzieciaka. Impreza. Zostałam zaproszona na imprezę i to nie zwykłą imprezę..tylko elitarną imprezę. Megan jak się o tym dowiedziała od razu stwierdziła, że nie ma sensu tam iść i ma nadzieję, że tego nie zrobię. Przyznałam jej rację, nie widzę potrzeby aby się pchać tam gdzie praktycznie nikogo nie znam. Takie „spotkania towarzyskie” raczej nie są dla mnie, po prostu nie lubię takich sytuacji. Tłum ludzi, których nie znam, a wszyscy z nich starają się wywyższyć i pokazać na tle innych. Do tego litry alkoholu i co krok jakaś całująca się para. Szczerze nigdy nie byłam taka lubiana i popularna aby pojawiać się na tego typu imprezach. Wolę ten wieczór spędzić z przyjaciółką przy jakieś dobrej komedii niż pilnować upitych i nowopoznanych ludzi, którzy tylko udają, że mnie lubią.
- Nie idę. – stwierdziłam stanowczo w stronę przyjaciółki.

                                            ***

- O, jednak przyszłaś! – przywitał mnie Harry wpuszczając do głośnego domu, pełnego nastolatków.
- Zmieniłam zdanie w ostatniej chwili i jestem.
- Naprawdę się cieszę. – powiedział, a raczej wykrzyczał mi do ucha prze hałas panujący w pomieszczeniu. Dzwonek zadzwonił ponownie.
- Idź, zajmij się gośćmi ja sobie poradzę – zapewniłam.
Harry przyjrzał mi się niepewnie, zaraz po tym życzył mi dobrej zabawy i zajął się resztą gości.
Co ja tutaj robię? Praktycznie nikogo nie znam. Znaczy się, kojarzę ze szkoły, ale nikogo nie znam osobiście, raczej nie obracam się w takim towarzystwie. Dlaczego  w ogóle ja tu przyszłam? No tak, to przecież oczywiste, Zayn.  Jakby nie te jego oczy, uśmiech, głos, perfumy, włosy…stop, o czym ja myślę?! Jakby nie ten pajac to by mnie tu nie było…
-Przychodzę do biblioteki raz na rok i akurat Ciebie tu spotykam, może zacznę częściej odwiedzać to miejsce. – usłyszałam głos za plecami. – Proszę. – właściciel tego głosu podał mi książkę z najwyższej półki, do której starałam się dosięgnąć od 15 minut.
- Dziękuję. – odpowiedziałam, odbierając lekturę. - Do biblioteki zazwyczaj przychodzi się pouczyć albo wypożyczyć książki, a nie w celach towarzyskich.
- Ja akurat przyszedłem tutaj po zszywacz dla nauczyciela.
Zaśmiałam się krótko. Mogę wmawiać sobie, że go nie cierpię ale moje ciało i tak będzie inaczej na niego reagowało niżbym chciała. Jeśli o tym mowa, to chyba moje policzki zaczynają przypominać buraki, a w brzuchu osiedliło się stado motyli.
- No to chyba powinieneś już wracać na lekcje. – wskazałam na zszywacz w jego dłoni.
- No tak..no to do zobaczenia na imprezie. – uśmiechnął się tak słodko, że przez chwilę zapomniałam oddychać, dopiero po chwili doszło do mnie, że jednak potrzebuję tlenu do życia.
- Raczej się tam nie zobaczymy. Nie zamierzam iść.
- Co? Dlaczego? – wyraźnie posmutniał, co od razu starał się zamaskować.
- Takie imprezy jakoś do mnie nie przemawiają, zresztą nikogo tam nie będę znała.
- Mnie znasz i ja tam będę, więc..
- Tak, to jest wystarczający powód, żeby nie iść. – zaśmiałam się.
- Mam nadzieję, że jednak przyjdziesz, proszę.
I w tym momencie przestałam kontaktować, patrzyłam tylko w te czekoladowe tęczówki, a wokół roznosił się cudowny zapach męskich perfum. Czułam się jak zahipnotyzowana i chyba rzeczywiście byłam , bo upuściłam książkę prosto na nogi mojego rozmówcy. Na szczęście nic mu się nie stało, tylko ja się znowu ośmieszyłam i paplałam jak najęta o tym, jak bardzo go przepraszam. Po tym zdarzeniu, nie mogłam myśleć o niczym innym jak o jego oczach czy perfumach i tak się tu znalazłam. Zahipnotyzowana przez chłopaka, do którego nic a nic nie czuję.


~ZAYN~


Zebrał się już niezły tłumek, ale jej ciągle nie widzę. Może rzeczywiście nie przyjdzie. Do tego zgubiłem gdzieś Liama z Danielle. Im to zazdroszczę, są razem już tak długo a nadal są tacy szczęśliwi. Ciekawe czy ja kiedykolwiek taki będę?
- Hej stary przyniesiesz jeszcze jedno piwo? – poprosił mnie Niall. Nie wiem czy powinienem, ledwo co na oczy widział.
- Co ja służąca? – odburknąłem ale jednocześnie wstałem kierując się do kuchni.  Mijałem akurat korytarz, kiedy Harry otwierał komuś drzwi. Rzuciłem okiem na nowego gościa i okazało, że to nie był byle gość. Hazz przywitał się z dziewczyną, jednak od razu musiał zająć się gośćmi. Została sama. Stała taka krucha i bezbronna. Wyglądała prześlicznie, swoje blond loki upięła w luźny kok, tak że kilka cienkich kosmyków opadało na  jej zaróżowiane policzki. Zwykle delikatny makijaż był troszkę mocniejszy, chociaż nierzucający się w oczy. Granatowa sukienka na cienkich ramiączkach świetnie podkreślała jej doskonałą figurę. Zabrałem szybko z kuchni dwa kubki i podszedłem do mojego anioła.
-Hej, cieszę, że jednak zdecydowałaś się przyjść, mimo mojej obecności – rozpocząłem rozmowę.
Odwróciła się w moją stronę, jej usta ułoży się w idealny uśmiech, a oczy zalśniły.